piątek, 8 listopada 2013

Do Brukseli

Do Brukseli
3.11.2013, okolice Chemnitz, 21:00
Reisefieber już minął. Pojawił się niespodziewanie w ciągu dnia we Wrocławiu, kiedy czekałem na znajomych. Na kacu człowiek zawsze ma lęki. Czemu lecę z Brukseli?  Nie można było znaleźć jakiegoś miasta bliżej? Poznany dzień wcześniej oficer Deutsche Marine podwiózł mnie z Wrocławia na tę stację benzynową. Do Chemnitz mam jakieś 15km, do Brukseli ponad 700. Przyszedł czas odświeżyć swój niemiecki i zacząć pytać o podwózkę. Podjeżdża samochód. Zaczynamy:
- Entschuldigung, jedzie Pan może w stronę Erfurtu? Trochę zdziwiony kierowca odpowiada, krótko, zwięźle i na temat: -Nein.  Trudno, stacja jest kawałek od autostrady. Można tutaj wjechać także bocznymi drogami, za dużego ruchu nie ma. Trochę będę musiał poczekać. O następny samochód...

Godzina poźniej, 22:00
K... p... jego mać, co to za zadupie?!?! Stoję na dworze jak ostatni kretyn i pytam każdego czy mnie podwiezie. Rąk już nie czuję. Nikt nawet nie odpowiedział, że jedzie w moją stronę. O Erfurcie już nie marzę, podwózka do Chemnitz całkowicie mi wystarczy, stamtąd można znaleźć jakiś mitfahrgelegenheit (niemiecki carpooling) w stronę Brukseli. Zaczynam liczyć czas. Wylatuję 5.11 o 11:20 czyli mam jeszcze ponad 36h. Gdyby jeszcze było trochę cieplej. Czemu nikt tu nie tankuje? Idę do środka na herbatę. Szukajmy pozytywów, obsługa nie kazała mi się wynosić, a poza tym ktoś w końcu mnie weźmie, prawda?
Pytam się kasjerki, jak można o tej porze dostać się do Chemnitz, które zaczyna mi się wydawać jakimś transportowym El Dorado.
–O tej porze? Nic już nie jeździ. – A rano? – A rano, teź chyba nic nie jeździ. Zresztą nie wiem. Mieszkam, gdzie indziej.
Cóż, czyli zostajemy przy łapaniu stopa. Kolejny samochód. Sukces! Jadą do Monachium, ale mogą podrzucić mnie kilka kilometrów na duża stację autostradową, stamtąd powinno być już łatwiej. Ciężko chłopakom uwierzyć, że jestem w drodze na Dominikanę. –Czemu nie lecisz z Warszawy? Nie mogłeś pojechać do Brukseli pociągiem? Przecież bilet na Dominikanę kosztuje? Skąd jesteś? Lubisz Borrusię? Szczerze, to po ponad godzinnym gadaniu do samego siebie miło było z kimś innym porozmawiać. O jest już duża stacja, tutaj pójdzie łatwiej.

Godzina poźniej, 23:00
Co chwila pojawia się jakiś Polski samochód. Większość jest załadowana do pełna. Chłopaki wracają do pracy z długiego weekendu. A te puste jadą w stronę Monachium. Trzeba czekać. Wreszcie jeden facet jedzie w stronę Frankfurtu,  dokładnie to do Gery i może mnie zabrać. Pierwszy raz słyszę o tym mieście, ale lepsze to niż stać na wietrze. Gadamy o jakichś pierdołach, bo kierowca przysypia. Tylko przez jakieś 30 min, bo Gera leży  dość blisko Chemnitz. Znowu wysiadam na wielkim autostradowym parkingu, szkoda tylko że jest pusty. Cholera, pewnie sobie poczekam. O jakiś polski samochód. I moj natychmiastowy autostopowy atak:
­- Jedziecie w stronę Frankfurtu? Można się z Wami zabrać?
- Kawałek. Potem odbijamy na Koblencję. Nie ma problemu możemy Cię podwieźć.
- Super. W sumie to jadę do Belgii, także Koblencja też mi chyba pasuję.
(Wtedy jeszcze nie wiedziałem, gdzie jest Koblencja, ale elastyczność w czasie łapania stopa bardzo się przydaje).
- Ale uważaj, bo będziesz musiał słuchać naszej muzyki i rozmawiać z nami.
- Spoko. Mogę słuchać każdej muzyki. Włożyć plecak, do bagażnika?
- Tak, tylko nie kładź na tej torbie. Pokażemy Ci coś.
Wyjęli torbę, a z niej łuk. Oho, zaczyna robić się ciekawie.
- Ale to nie jest łuk sportowy?
- Myśliwski. Właśnie kupiłem. Fajne cacko, co?
- Zajebisty. Polujesz tutaj w Niemczech?
- Z całkiem niezłym wynikami. Ostatnio ustrzeliłem jakąś Bułgarkę albo Rumunkę, nawet nie wiem jak miała na imię.  Interesujesz się może żeglarstwem?
- Trochę, ale nie za wiele. Kiedym zrobiłem patent, ale mało pływałem.
- To jakie masz hobby?
- Historia wojskowości.
- Tak? A wiesz kto dowodził Polakami w czasie bitwy pod Oliwą?
- To ma być test? To zadaj jakieś trudne pytanie. Każde dziecko wie że chodzi o Arenda Dickmanna. Swoja drogą chujowe nazwisko miał.
- Hahaha, będziemy mieli o czym pogadać. Jedźmy.

Chłopaki zajmują się polimerami,. Pracują przy wiatrakach. Jeden po architekturze, drugi po socjologii. Prowadzi młodszy Piotrek, a Paweł opowiada. Nagle opowiada o jakimś znajomym, którego poznał na wojnie. Od razu wchodzę mu w słowo:
- Na jakiej wojnie?
- W Jugosławii. Przecież nie światowej. Dobra wracając do tematu...
- Czekaj. Opowiedz coś.Mówiłem, że interesuję się militariami. W wojsku byłeś?
- W sumie to nie byłem tam w czasie wojny, tylko zaraz po.
- Na misji oenzetowskiej?
- Powiedzmy. Nieważne. Mówiłeś, że każda muzykę wytrzymasz? Sprawdźmy.

Black metal nie jest straszny, dopóki nie gra z głośnika za uchem na cały regulator. I to nie przez chwilę tylko dobre 20 min. Dochodzi już 1:00, zmęczenie daję o sobie znać, muzyką przycichła. Mówię moim nowym przyjaciołom, że spróbuję się zdrzemnąć, w końcu przede mną jeszcze długa droga, a oni mnie nie ustrzelą, prawda?

Godzina 6:00, jakiś parking na zachodzie Niemiec

Znacie to uczucie kiedy zaraz po przebudzeniu myślicie, że jesteście u siebie w domu, a dopiero po chwili przypominacie sobie, gdzie kładliście się spać? Obudziliście się kiedyś na przednim siedzeniu białego Chevroleta sierżanta US Air Force rodem z Portoryko? Tony był kolejnym kierowcą, który mnie podwiózł. Chwilę po tym jak chłopaki wysadzili mnie 100km przed Kolonią. Pierwszy raz w życiu wziął kogoś na stopa. Przez dobrych kilka minut pytał się czy nie mam narkotyków, jestem normalny i nie zrobię nic głupiego w czasie jazdy. W sumie niecodziennie spotyka się autostopowiczów w środku nocy. Kiedy opowiedziałem mu o swoich planach podróży, stwierdził że i tak jest na urlopie, nie ma nic do roboty i może mnie podrzucić 200km od swojego domu na lotnisko w Brukseli. Tylko, że jest zmęczony i pewnie zatrzymamy się na jakaś krótką drzemkę. Jak powiedział tak zrobił. Po drodze wspomniał, że stacjonował w wielu krajach: m.in. w Kuwejcie, Iraku, Korei Pld i właśnie kończy pisać swoja pierwszą książkę dla dzieci.
I tak po kilkunastu godzinach podróży autostopem w nocy przez Niemcy i Belgię, dojechałem do Brukseli. W samolocie pociągu czy autobusie jedzie się z innymi, ale można do nikogo słowem się nie odezwać. Natomiast ludzie biorą Cię na stopa kiedy chcą pogadać. Zazwyczaj mają co opowiadać.
Szczególnie wojskowi :D


10 komentarzy:

  1. Kometujcie, poprawiajcie, czytajcie :D Mam nadzieję, że komuś się spodoba.

    OdpowiedzUsuń
  2. ale super ze piszesz, bedziesz slawny! dodaje cie do mojego RSS-feeda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahaha oj do sławy to chyba jeszcze bardzo daleka droga :D

      Usuń
  3. to brzmi nawet, jakby mogło się wydarzyć naprawdę! jejku, Kruze, wiesz co to ryzyko, martwię się oczywiście! :D będę czytać i komentować, buziaczki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ja Ciebie kiedyś okłamałem, skarbie?

      Usuń
    2. raz, czy dwa, ale czy teraz, kiedy jesteś tak daleko, a ja zalewam się łzami z tęsknoty, to ma jakieś znaczenie?

      Usuń
  4. No i bardzo dobrze. Skoro się nie mogliśmy spotkać, to przynajmniej sobie poczytam :)
    Jak będziesz chciał, to Ci zrobię SEM taki, że się od fanek nie opędzisz :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śmiało rób taki sem :D Mi to pochlebia. I to bardzo :D

      Usuń