czwartek, 28 listopada 2013

O drogach, dziwkach i wodospadach słów kilka



Przez ostatnie kilkanaście dni jeździłem po Dominikanie. Odwiedzałem małe lokalne miasteczka; które dają pewne poczucie bezpieczenstwa, turystyczne kurorty pełne zagranicznych gości, chodziłem trochę po górach, innymi słowy włóczyłem się bez określonego celu po całym kraju. Podróżowanie między większymi miastami niczym nie różni się od jeżdżenia po Polsce. Człowiek jedzie nowoczesnym, klimatozywanym autobusem z TV. Bardzo przyjemnie, tylko trochę nudno. Gdzie tu egzotyka?. Dużo ciekawiej wygląda transport między miasteczkami wewnątrz kraju. Drogi przestają być już takie dobre, autobusów jest coraz mniej. Ich miejsce zajmują małe, lokalne vany, o wdzięcznej nazwie  gua-gua, które są w stanie pomieścić do 20 osób (w Polsce byłyby zarejestrowane na 8-9). W sumie wszystko co jeździ może potrzebującego podrzucić. Niezależnie od tego ile jest już osób w samochodzie czy na skuterze, ciężarówce lub pick-upie, jeszcze jedno wolne miejsce zawsze się znajdzie.
Motocykl - najpopularniejszy środek transportu na wyspie
Skuter pasażerski
Dominikańska autostrada
Przecież Pan mnie nie zastrzeli jak mu zrobię jedno zdjęcie, prawda?
Zasady ruchu drogowe są prawie identyczne jak w Polsce. Na czym polega różnica? Przede wszystkim na drogach jest mnóstwo małych motocykli. Widok rodziców z dwójką dzieci pędzących skuterem nikogo tutaj nie dziwi. Tak samo jak brak kasków. Jednoślady mogą jeździć kawałek pod prąd. Samochody zresztą też, tylko że trochę krócej. Światła czerwone to sugestia, którą trzeba przestrzegać tylko w dzień na dużych, bardzo ruchliwych skrzyżowaniach. Podobnie jest z włączaniem kierunkowskazów. Piesi nie mają żadnych praw. W ich interesie jest, żeby zdążyć uciec przed samochodami. Mogą za to wszędzie przechodzić przez ulicę. W miastach, do stojących w korku pojazdów, podchodzą uliczni sprzedawcy oferując: wodę, owoce, kwiaty, sznurowadła, paski do spodni, kupony lotto itp.

Warto dodać, że nie ma nic prostszego od podróżowania po Dominikanie. Wystarczy tylko podejść do przystanku, znać miejsce do którego chce człowiek dojechać, powiedzieć to pierwszemu kierowcy, który głośno stojąc przy swoim busie będzie wykrzykiwał nazwy miast, a on zajmie się resztą. Zaprosi do swojego vana albo wskaże ci właściwe gua-gua. A jeśli nie ma bezpośrednio połączenia, to wsadzi cię do autobusu, którym dotrzesz do miejsca przesiadki. I tak wędrując od gua-gua  do gua-gua dojedziesz wszędzie. A w busie, siedząc w cztery osoby razem z torbami i plecakami na dwuosobowej kanapie, bardzo szybko zaprzyjaźnisz się z swoimi współpasażerami. A jak nie rozumiesz co mówią do Ciebie po hiszpańsku, to sobie przynajmniej posłuchasz ich historii.


Wypad z kolegami na piwo...
... i powrót ze szkoły
Baseball
Gua-gua między Jarabacoa a Constanz

Miejsce drugiej klasy
Zawitałem też na północne wybrzeże wyspy, gdzie położone są miasteczka Sosua i Cabarette, odpowiednio dominikańskie stolice seksturystyki i surfingu. Znowu nie miałem na ulicy chwili spokoju, bo co chwila każdy mnie zaczepiał, a na campingu  w Cabarette, na którym nocowałem, słyszałem tylko niemieckie wrażenia i uwagi odnośnie dnia spędzonego na desce surfingowej. Pojechałem na kolację do Sosua. Swoją drogę za podróż w jedna stronę busem zapłaciłem 100 peso, za powrót kolektywną taksówka 50. Ajaj dałem się naciągnąć. Szukam jakiejś knajpki, najchętniej z rybami, bo przez ostatnie dwa tygodnie dzień w dzień jadłem ryż z kurczakiem i fasolą. Przeszedłem główną ulica miasta, która niczym specjalnie się nie wyróżniała. Wracam po zmroku. Na tej samej ulicy zrobiło się dużo bardziej tłoczno. Przed barami kręcą się całe tabuny dziewczyn. Gringo nie da rady po prostu przejść. Co chwila któraś mnie zaczepia:

- Americano, umiem takie rzeczy, że nie uwierzysz.
- Senorita, ja już jestem nie wierzący.


(piwo dla tego, kto pierwszy odgadnie z jakiego filmu jest ten dialog:)

Z silnym postanowieniemm asertywności zmierzam w stronę przystanku. Zamiast 10 min, wracam ponad 40 min. Z córkami Koryntu bardzo szybko i przyjemnie można nauczyć się hiszpańskiego.. Dla turysty są bardzo miłe i cierpliwe. Wyraźnie chcą się z Tobą zaprzyjaźnić. W końcu docieram do głównej drogi, stoję chwilę i nawet nie macham. Po prostu czekam aż mnie ktoś zabierze. Trwało to dosłownie chwilę. Wysiadam w Cabarette i widzę, że podchodzi do mnie jakiś kilkunastoletni chłopak i płynną niemszczyzną pyta czy nie mam może na niego ochoty. Spławiam go. Po chwili podbiega do mnie klasyczna prostytuka. Jedną ręką mnie obejmuje, drugą czuję za to w mojej kieszeni w poszukiwaniu portfela. Wyrywam się i chwytam ją za dłoń. Ona tylko się uśmiecha i natychmiast kieruje swoją wolną rękę, którą przed chwilą mnie obejmowała do drugiej kieszeni. Cholera, przecież jej nie uderzę. Trwało to dosłownie kilka sekund. Uciekam zmolestowany. Sprawdzam czy mam jeszcze swoje pieniądze. Uff, wszystko jest. Docieram wreszcie do campingu pełnego Niemców, którzy teraz wydają się są zbawianiem. Przy piwie słucham kolejnych surfingowych opowieści, a gdzieś z tyłu głowy przypominają mi się słowa marszałka Piłsudskiego: Bić kurwy i złodziei. Następnego dnia wróciłem w góry.



Sosua
Moim miastem-bazą wewnątrz kraju została Jarabacoa. Kręci się tu trochę turystów, ale bardzo niewielu w porównaniu z plażowymi kurortami. Kilkanaście kilometrów dalej, po drugiej stronie gór, położone jest Juncalito, gdzie pracował ks. Gil. Z tego co zauważyłem większość Dominikańczyków słyszała o pedofilskiej aferze z polskimi kapłanami. Podobnie jak w Polsce, tutaj też media bardzo dużo o niej mówiły. Zresztą ciągle słychać echa skandalu. Ostatnio na Dominikanę przybył nowy nuncjusz apostolski na miejsce odwołanego abp. Wesołowskiego, także temat powrócił.

Mój hotel położony jest przy samym rynku. Codziennie do 2-3 w nocy słychać gwar rozmów dochodzący z ulic połączony z muzyką graną w pobliskich barach i odgłosem silników motorów.. Wieczorem do parku położonego w centrum miasta zjeżdżają się tłumnie lokalni mieszkańcy. Rytmy bachaty, salsy i merengę mieszają się ze sobą. Czasami wybuchnie jakaś mała bójka. Najczęściej chodzi o o taniec z dziewczyną. Co nie zmienia faktu, że ja osobiście czułem się tam dużo pewniej i bezpieczniej niż w innych miejscach.

Podobnie jak w wielu górskich rejonach wyspy, także w okolicach Jarabacoa główną atrakcją są wodospady.  No to pochodziłem sobie od jednego do drugiego i trochę zdjęć porobiłem. Specjalnie dla Mainy starałem się nie wyglądąć na każdym tak samo. Mam nadzieję, że się udało:D Przy wodospadzie na czarno-białym zdjęciu podobno kręcili Jurassic Park.. Nie wiem na ile to prawda, ale może ktoś  go skojarzy z jakiejś sceny z filmu.
Bo można robić sobie nudne zdjęcia przy wodospadzie...
...albo starać się je trochę urozmaicić...
...niekoniecznie stając na rękach :D
A w następnym wpisie zamieszczę krótką relację i dużo ze zdobywania najwyższego szczytu Dominikany Pico Duarte (3087 m.), walk kogutów i o tym jak wygląda w praktyce lokalna służba zdrowia.

7 komentarzy:

  1. Rozmowy kontrolowane

    OdpowiedzUsuń
  2. Siedzę w robocie, a Twój blog poprawia mi humor:) Nic się nie zmieniłeś:).

    OdpowiedzUsuń
  3. Która Ania to napisała? Co to znaczy, że nic się nie zmieniłem? Zawsze uciekałem przed dziwkami czy lubiłem zdjęcia na tle wodospadów? :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Piotrze zdjęcie każde inne!!! Czuję się wzruszona, że to specjalnie dla mnie ;) Widze, że przygoda goni przygodę :D
    Maina

    OdpowiedzUsuń
  5. Cytat z filmu "Rozmowy kontrolowane" :P Piwo jest moje :D
    A teraz zagadka dla Ciebie: komu to piwo się należy ? ;) ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra sorki, nie przeczytałam komentarzy :/ Bąbel był pierwszy, ale może się podzieli piwem ;) :)

      Usuń