poniedziałek, 11 listopada 2013

Punta Cana & Ponce de Leon



Koła  Boeinga 767 w barwach belgijskich linii Jetairfly lekko dotknęły pasa startowego. Obsługa lotniska znudzona sześciogodzinnym oczekiwaniem na spóźniony samolot nie kryła zadowolenia z tego faktu. Taksówkarze zaczęli zjeżdżać się na pobliski parking pewni, że zdołają „upolować” turystę z grubym portfelem. Zmęczeni pasażerowie powoli zaczęli wydostawać się z samolotu. Ponad 25 stopni Celsjusza i niesamowita wilgotność sprawiały, że każdy wysiadający po krotkiej chwili ociekał potem, mimo że był to środek nocy. Większość niezdarnie chowała ciężkie, jesienne kurtki. Bienvenidos a Caribbean!


Człowiek odbiera bagaż, dostaje stempelek w paszporcie i natychmiast zostaje zaatakowany przez chmarę, oferujących swoje usługi, kierowców. Zresztą o tej godzinie nie ma innej możliwości wyboru dotarcia gdziekolwiek. Po ustaleniu ceny jedziemy. W drodze pada pytanie czy nie mam ochoty zamówić sobie jakiejś dziewczyny albo kupić marihuany. Uprzejmie odpowiadam, że dzisiaj to już jestem zmęczony. Dojechaliśmy do hotelu, dostaję pokój i idę spać. Właśnie skończył się mój trzydziestogodzinny dzień. Jestem na Dominikanie!


Następnego dnia okazało się, ze wylądowałem w epicentrum dominikańskiej turystyki. Wzdłuż plaży przez dobre kilkadziesiat kilometrów w każdą stronę ciągną się luksusowe hotele. Turyści chodzący po ulicach co chwila dostają propozycję kupna pamiątek, każdego rodzaju narkotyków, masaży zwykłych i z ciumcia ciumcia, zamówienia taksówki itp. Tylko jeden miejscowy wyprowadził mnie z równowagi, kiedy po odrzuceniu jego jakże miłego zaproszenia do damskiego burdelu zaproponował burdel męski. Poza tym byłem uprzejmy i opanowany.

Na ulicach słychać angielski, niemiecki, francuski i rosyjski. Nasi wschodni sąsiedzi najbardziej rzucają się w oczy. Mają własne sklepy, a także biura sprzedaży nieruchomości. Bilbordy,  menu, tablice informacyjne pisane cyrylicą przykuwają wzrok. Wielu z nich inwestuje tutaj.

Russkij magazin

Ostatnie przygotowania przed ślubem
Leżenie na plaży jest bardzo fajne i przyjemne, kiedy nie jesteś sam. W grupie jest weselej, w pojedynkę bardzo szybko się zanudzisz. Po spędzeniu pierwszego dnia nad oceanem, następnego wypożyczyłem skuter i zrobiłem sobie wycieczkę po okolicy. Pobliskie drogi są bardzo dobre, sporadycznie tylko pojawiają się dziury. Wjeżdżam szybko w jakąś polną dróżkę i włóczę się po okolicznych wsiach. Krajobraz dość monotonny, dominują krzaki i niskie drzewa. Wioski zamieszkane są przez Murzynow pracujących na okolicznych polach. Po godzinie włóczęgi pomyślałem, że mapy się przydają. Wreszcie znajduję główniejszą asfaltową szosę.

Minęło południe, ze szkół zaczęły wychodzić dzieciaki. Część nich wraca do swoich domów szkolnym autobusem, a te, które się spóźniły wychodzą na skraj miasteczka i machają w stronę jadących pojazdów Kierowcy, którzy się nie zatrzymują, zostają obrzucani wyzwiskami (ci na skuterach także). Podwożę może 15-letniego czarnego chłopaka kilka kilometrów. Jak on mógł rozmawiać przez telefon jadąc ponad 100km/h? Aha, skutery raczej blokad prędkości nie mają. Dowodów rejestracyjnych chyba też nie. Przynajmniej ja nic takiego nie dostałem.

Wsi spokojna, wsi wesoła
Uciec przed burzą
Czerwona błyskawica przed zieloną chatką
To nie jest tak, że ja jeżdżę kompletnie sam. Zawsze można znaleźć towarzysza podróży. Chuck Noland (Tom Hanks) w Cast Away zaprzyjaźnił się z Wilsonem, piłką do siatkówki. Ja wziąłem ze sobą Stefana. Wspólnie postanowiliśmy, że pojedziemy do domu Ponce de Leona, hiszpańskiego konskwistadora, najsłynniejszego poszukiwacza Fontanny Młodości. Odkrycia geograficzne i kolonizacja Ameryk dość szybko wytworzyło wiele legendarnych miejsc. Każdy słyszał o El Dorado, ponadto szukano Siedmiu Złotych Miast Ciboli, Miasta Cezarów, Doliny Cynamonu czy wspomnianej już Fontanny Młodości, która niewątpliwie wyróżnia się w tym gronie. Nie ociekała złotem, nie gwarantowała fortuny, ale każdemu kto się niej napije miała przywrócić młodość. Pisali o niej już starożytni Grecy, ponownie obudziła wyobraźnię Hiszpanów w XVI wieku. W 1513 roku, wspomniany już Juan Ponce de Leon, wyrusza z Portoryko na poszukiwania wyspy Bimini, gdzie według indiańskich przekazów ma znajdować się Fontanna Wiecznej Młodości. Wymarzonego Źródła nie udało mu się znaleźć. Zamiast na wyspę trafia na Florydę. Odkrywa też Golfsztrom, który wkrótce stanie się główną trasę powrotna dla hiszpańskich galeonów. Ponce de Leon nie poddaje się i 8 lat później organizuje kolejną wyprawę, jak się później okazało swoją ostatnią. Indianie na Florydzie na maja wcale ochoty współpracować z Europejczykami, wybuchają walki, w wyniku, których Ponce de Leon zostaje ranny, po czym umiera w Hawanie. 
Poszukiwania mitycznego Źródła na tym praktycznie się skończyły (tylko Jack Sparrow i spółka odnalazł je w Piratach z Karaibów 4). Czemu? Przecież pragnący odnaleźć El Dorado przez następne wieki wciąż będą szukać i ginąć w dżungli Ameryki Południowej. Czyżby ówczesnym bardziej zależało na bogactwie niź młodości? Otóź, wieczna młodość jest sprzeczna z doktryną religii chrześcijańskiej. Katoliccy królowie Hiszpańscy nie mogli finansować poszukiwań źródła o tajemniczej, niechrześcijańskiej mocy. Wiara w cudowne właściwości wody z Fontanny była herezją, karaną dość okrutnie przez Inkwizycję. Nikt nie miał ochoty stanąć przed jej obliczem. Nawet odważni i butni konwkwistadorzy w dalekiej Ameryce.

Stefan vel Czesław
Dom Ponse de Leon
Przerwa obiadowa
Stefan nie wierzy, że przekorczył 115km/h

Dom Ponce de Leona prezentuje się dużo słabiej niź jego życiorys. Nic tam w sumie ciekawego nie ma. Dwa pokoje, kilka starych mebli. Mogliby to muzeum dużo ciekawiej zrobić. Wracam. Po drodze zmienia się krajobraz. Drogi otaczają pola trzciny cukrowej. W przydrożnej knajpce jem obiad, dwa razy tańszy niź w Punta Canie. Zastanawiam się tylko co ja właściwie zamówiłem. Zresztą nieważne, nieźle smakuje i nie ucieka ze stołu. Jeszcze tylko 80km powrotu. Będzie można znowu wyszaleć się na skuterze. Następnego dnia jadę do stolicy, Santo Domingo.

10 komentarzy:

  1. czytalam ostatnio ksiazke Allende (Podmorska Wyspa) o plantacjach i losach niewolnikow na Dominikanie. niezle w klimat by cie wprowadzila. pozycze ci jak wrocisz jak bedziesz chcial! pozdrowienia dla Stefana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Jasne, że pozyczę pod warunkiem, że ta książka jest ciekawa :D

      Usuń
    2. Zapomniałe, Stefan pozdrawia Ciebie i Kubę :D

      Usuń
    3. ciekawa, ciekawa. jak to Allende kazda ksiazka to prawie epopeja ale czyta sie lekko i przyjemnie.

      Usuń
  2. Bardzo ciekawie piszesz,a Stefan kapitalnie wygląda na skuterku.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki mamo! Doceniam, że piszesz to pod pseudonimem. Nawet będąc tak daleko wciaż Cię kocham. No i bardzo tęsknię rzecz jasna;-)

      Usuń
  3. zdjęcia genialne!
    PS żałuj, że nie było Cię dziś w stolicy RP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestes kolejną osobą, która mi to mówi. Coe nie zmienia faktu, że Bąbel twierdzi, że było gorzej niż rok temu.

      Usuń
  4. no... co prawda, to prawda - było nadzwyczaj spokojnie i tym razem wszystko co się działo to tęcza, ambasada i skłot, z czego tęcza i skłot poza trasą

    OdpowiedzUsuń