Żołnierz o skórze czarnej jak heban leniwie podszedł do bramy i na znak dowódcy
powoli otworzył granicę. Mam szczęście, bo czasami jest zamknięta przez kilka
dni bez podania konkretnego powodu. Autokar
zaczął podskakiwać na bitej haitańskiej drodze.. Po kilku kilometrach unosząca
się za nami chmura pyłu opadła. Niewątpliwy znak tego, że pod kołami mamy już
asfalt. Tam czekali celnicy. Wychodzimy. Czegoś szukają, mnie się o nic nie
pytają. Staram się wytrzymać okropny smród. Odór jest niesamowity, coś gnije albo
się rozkłada. Ledwo mogę oddychać. Wzrok kieruję na twarze moich
współpasażerów, szukając na nich również wyrazu obrzydzenia. Nic z tego. Rozmawiają,
śmieją się, zupełnie nie zwracając uwagi na otaczające nas powietrze. Kontrola
się skończyła, a my jedziemy dalej. Tuż przed zmrokiem docieramy do
Petionville, miejscowości położonej na wzgórzach nad stolicą, Port-au-Prince.
Malutki dworzec otoczony jest trzymetrowym murem i drutem kolczastym. Wejścia
pilnuje strażnik z karabinem. Za nim taksówkarze przekrzykują się wzajemnie
oferując swoje usługi. Mnie odbiera poznany w Internecie Peruwiańczyk, Raul.
Haiti jest krajem trzeciego świata. Tutaj bieda miesza się z bogactwem.
Skrajności w tym kraju są tak bardzo widoczne, że aż niewyobrażalne. Nie ma nic
pomiędzy. Pięć minut od ambasady hiszpańskiej znajduję się lokalne targowisko.
Po drodze trzeba uważnie patrzeć pod nogi, bo w chodnikach i na jezdni zdarzają
się metrowe dziury. Na ulicy rzucają się w oczy kobiety noszące rzeczy na głowie
oraz dzieciaki w kolorowych mundurkach. Na początku, kiedy spacerowałem po
mieście w pojedynkę, czułem się podobnie jak zbłąkany Murzyn, który
nieopatrznie wszedł na zebrania Ku Klux Klanu. W ogromnym kurzu handluje się wszystkim: owocami, kurczakami,
chlebem, ciuchami czy oenzetowskimi lekami. Spacer po tym bazarze pozwala
zrozumieć, czemu wybuchła tutaj epidemia cholery. Psy i szczury wałęsają się
między stertami śmieci. Na skrzyżowaniach często zalega cuchnąca woda. Znowu
ten charakterystyczny odór zgnilizny. Raul ostrzegł mnie, żebym nigdy nie jadł
niczego z ulicy. Nie musiał dwa razy tego powtarzać. Kawałek dalej położony jest
nowoczesny supermarket. Przy wjeździe stoją ochroniarze z długą bronią w policyjnych
zbrojach jakie w Polsce nosi prewencja zabezpieczajaca mecze piłkarskie. W
środku, przy amerykańskich bożonarodzeniowych szlagierach, zakupy robią
dyplomaci, pracownicy organizacji humanitarnych czy też bogaci Haitańczycy. Ceny są bardzo wysokie, bo wszystko jest
sprowadzane z zagranicy.
W niedzielę pojechałem do centrum Port-au-Price. Moim przewodnikiem był Harold, Haitańczyk mówiący trochę po angielsku. Raul wysyłał z nim wszystkich swoich couchsurferów. Głównym punktem miasta jest plac, wokół którego stoją pomniki czterech ojców niepodległości: Toussaint Louverture, Dessalines, Christophe i Petion. Chociaż, za życia często walczyli też między sobą (Petion i Christpher podzieli Haiti na dwa państwa i władali odpowiednio Republiką i Cesarstwem Haiti), teraz ich posągi dumnie wznoszą się w stolicy. W 1804 roku wywalczyli oni niepodległość od potężnej Francji, przed którą drżał cały ówczesny świat z Wielką Brytanią i Rosją włącznie. Murzyńskiego powstania nie był w stanie stłumić sam geniusz wojny Napoleon, który nie chciał pogodzić się z utratą „klejnotu Antyli” (tak nazywano tę francuską kolonię, kiedy rządzili nią Biali). Pierwszy Konsul na San Domingo stracił kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy i swojego szwagra generała Leclerca. Haiti jako drugi kraj na zachodniej półkuli zrzucił jarzmo kolonializmu. Wyrzucono białych plantatorów i zaczęto budować pierwsze we współczesnym świecie państwo czarnych, czego opłakane skutki widać do dzisiaj. Historia Haiti i afrykańskiej Liberii uczy, że nie ma gorszego władcy nad wyzwolonego niewolnika. Położona nieopodal jest Jamajka była brytyjską kolonią aż do lat 60-tych XX wieku. Teraz jednym jednym z najbogatszych karaibskich państw o bardzo rozwiniętej gospodarce. Jakby tutejsi Murzyni pocierpieli jeszcze trochę dłużej na plantacjach trzciny cukrowej, to dzisiaj nie mieszkaliby w jednym z najbiedniejszych państw na świecie. Gdyby nie pałali taką nienawiścią do białych to mogliby być tak rozwinięci jak sąsiednia Dominikana, która tutaj wydaje się być rajem i ostoją cywilizacji.
Harold |
W niedzielę pojechałem do centrum Port-au-Price. Moim przewodnikiem był Harold, Haitańczyk mówiący trochę po angielsku. Raul wysyłał z nim wszystkich swoich couchsurferów. Głównym punktem miasta jest plac, wokół którego stoją pomniki czterech ojców niepodległości: Toussaint Louverture, Dessalines, Christophe i Petion. Chociaż, za życia często walczyli też między sobą (Petion i Christpher podzieli Haiti na dwa państwa i władali odpowiednio Republiką i Cesarstwem Haiti), teraz ich posągi dumnie wznoszą się w stolicy. W 1804 roku wywalczyli oni niepodległość od potężnej Francji, przed którą drżał cały ówczesny świat z Wielką Brytanią i Rosją włącznie. Murzyńskiego powstania nie był w stanie stłumić sam geniusz wojny Napoleon, który nie chciał pogodzić się z utratą „klejnotu Antyli” (tak nazywano tę francuską kolonię, kiedy rządzili nią Biali). Pierwszy Konsul na San Domingo stracił kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy i swojego szwagra generała Leclerca. Haiti jako drugi kraj na zachodniej półkuli zrzucił jarzmo kolonializmu. Wyrzucono białych plantatorów i zaczęto budować pierwsze we współczesnym świecie państwo czarnych, czego opłakane skutki widać do dzisiaj. Historia Haiti i afrykańskiej Liberii uczy, że nie ma gorszego władcy nad wyzwolonego niewolnika. Położona nieopodal jest Jamajka była brytyjską kolonią aż do lat 60-tych XX wieku. Teraz jednym jednym z najbogatszych karaibskich państw o bardzo rozwiniętej gospodarce. Jakby tutejsi Murzyni pocierpieli jeszcze trochę dłużej na plantacjach trzciny cukrowej, to dzisiaj nie mieszkaliby w jednym z najbiedniejszych państw na świecie. Gdyby nie pałali taką nienawiścią do białych to mogliby być tak rozwinięci jak sąsiednia Dominikana, która tutaj wydaje się być rajem i ostoją cywilizacji.
Niebieskie hełmy - wojska ONZ |
Katedra |
Haitańska Czarna Madonna |
Raul był jednym z najlepszych couchsurferów jakich miałem do tej pory. Znalazł dla mnie czas w swoje urodziny. Prosto z dworca pojechaliśmy na imprezę. Na zamkniętym luksusowym osiedlu bawili się Biali mieszkający w Haiti. Dominowali Latynosi, dlatego królowała salsa. Tańczono wokół basenu oświetlonego lampami, zupełnie jak w filmach. Wzbudzam ogólną wesołość mówiąc, że jestem turystą i przyjechałem do Haiti pozwiedzać. Trzeba przyznać, że w ONZ to oni akurat faktycznie ciężko pracują po ok. 10h dziennie. Na weekend czekają z utęsknieniem. Biali żyją trochę jak w getcie. Nie jest tu ich zbyt wielu dlatego znają się i spotykają w weekendy. Nie ma tutaj kin, teatrów czy centrów handlowych. Do tego dochodzą przerwy w dostawie wody czy prądu. (Bogatsze domy mają trzy źródła energii elektrycznej: sieć miejską, akumulatory ładowane bateriami słonecznymi oraz agregaty). Mało kto ma przyjaciół Haitańczyków. Po ulicach chodzą tylko w dzień i tylko po Petionville. W czasie jazdy samochodem trzeba koniecznie zamykać drzwi, bo jasna skóra jak magnes przyciąga ulicznych żebraków i dzieci, którzy krążą wokół samochodów, kiedy te stoją w niewyobrażalnie długich korkach. Kiedy nie dostają żadnych pieniędzy, potrafią otworzyć drzwi i zabrać pierwszą rzecz jaka im wpadnie w ręce. Większość z nich została co najmniej raz napadnięta. Kiedy powiedziałem Raulowi, że mam cztery szwy na swojej głowie, odparł że na jego pół roku temu rozbito butelkę. Skończyło się na dziesięciu szwach i zabranym portfelu. Dodał, że po pięciu latach spędzonych na misjach w Afryce można się do tego przywyknąć. Pogodził się już z samotnością. Normalne życie w cywilizowanym miejscu szybko się nudzi. To jest dobre na wakacje. Pytam czemu akurat wybrał Haiti. Powiedział, że stąd ma tylko 8h samolotem do Limy, a inne kraje były jeszcze gorsze. Jakie? Afganistan.
Mieszkanie Raula |
http://www.youtube.com/watch?v=kAbpxU0_4cY
Zadaje sobie pytanie: po co ja tutaj przyjechałem.Chyba chciałem sobie udowodnić, że jestem w stanie pojechać wszędzie i nic nie jest mi straszne. Tutaj i ja zachowuję się inaczej. Wpadam w skrajności:. mam za sobą lunch z dyrektorem 5-gwiazdkowego hotelu i podróż tap-tap, czyli lokalnym autobusem przerobionym z pick-upa. Po francusku umiem tylko powiedzieć: bonjour, merci i voulez-vous coucher avec moi ce soir,ale duży odsetek chorych na HIV skutecznie zniechęca do zadawania tego pytania. Czyli znam dwa słowa i mam tyle samo rąk, które służa głównie jako tłumacz. Czasami pomaga angielski (chociaż prawie każdy żebrak potrafi powiedzieć give me one dollar. podobnie jak hiszpański. Po kilku dniach zacząłem się przyzwyczajać. Czas zostawić przyjemny domek u Raula i jechać dalej samemu. Po głowie wciąż chodzą mi słowa piosenki: -Co ja robię tu?-Uuuu, co ty tutaj robisz?
PS Jakby ktoś chciał do mnie zadzwonić, to podaję mój haitiński nr: +50934659587. Poniżej trochę zdjęć z Port-au-Prince.
Jak zwykle bardzo ciekawe i bogate opisy w charakterystycznym, coraz bardziej już wyćwiczonym praktyką stylu. Miejsca, które opisujesz są naprawdę inne od naszego świata i jesteśmy dumni że się tam jakoś odnajdujesz. Mimo, że jak zwykle nie zabrakło ciekawych faktów, informacji i ładnych zdjęć, w moim odczuciu pozostał mały niedosyt...
OdpowiedzUsuńMoże sobie nie zdajesz z tego sprawy ale dla czytelników (przynajmniej tych z którymi o sprawie rozmawiałem) równie ważną częścią jak walor poznawczy Twoich opowieści są przeżycia autora. Dla odpowiedniego balansu opowiadaj nam nie tylko o Haiti, którego nie znamy, ale też więcej o przygodach i przeżyciach samego bohatera, który na pewno nie jest dla czytelników postacią obcą.
Prosimy więc, żebyś nadal tak bogato i ciekawie dokumentował swoją niezwykłą wyprawę, ale chcemy więcej historii:
* o przyjaźni (np. Twojej ze Stefanem)
* z elementami akcji (takich jak szalone pościgi na skuterach czy napad rabunkowy prostytutki z Sousa)
* romantycznych (piękne kobiety, złamane przysięgi, obiecane obrączki)
A tak w ogóle to uważam, że już nam udowodniłeś, że możesz pojechać wszędzie i nic Ci nie straszne, więc możesz powoli się zbierać i do nas wracać, bo już trochę tęsknimy.
Trzymaj się,
krytyk i fan (ciekawe czy zgadniesz kto ;) )
Nie było tdudno zgadnąć Chróściu. Tylko Ty piszesz tak wyczerpujące recenzje
UsuńJak wydasz album z twoich podrozy to chce byc odpowiedzialna za sklad i lamanie, ok? ps. super zdjecia, ale zgodze sie z przedmowca ze pocz przeczytaniu posta czuje niedosyc, prosimy o wiecej!
OdpowiedzUsuńPodziwiam samozaparcie
OdpowiedzUsuńJak długo zamierzasz zostać w Haiti?
OdpowiedzUsuńJeszcze jakiś tydzień dłużej, czyli będę tutaj dwa tygodnie.
UsuńTwoje zdjęcia ,,mówią" jaki jest tam smród.Trudno sobie wyobrazić jak ludzie tam mieszkają,ale do wszystkiego jak sam opisujesz można się przyzwyczaić.Już wiesz jak wygląda trzeci świat,więc bierz Stefana bo z nim najlepiej wychodzisz i zmień kierunek zwiedzania.:):):)
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem, że zwiedziłeś tyle zabytków. My w tym roku też wybieramy się do Haiti. Na http://wyspykaraibskie.pl/ czytałam o atrakcjach i mam rozpisany plan na cały tydzień.
OdpowiedzUsuń