piątek, 6 grudnia 2013

Haiti



 Żołnierz o skórze czarnej jak heban leniwie podszedł do bramy i na znak dowódcy powoli otworzył granicę. Mam szczęście, bo czasami jest zamknięta przez kilka dni bez podania konkretnego powodu.  Autokar zaczął podskakiwać na bitej haitańskiej drodze.. Po kilku kilometrach unosząca się za nami chmura pyłu opadła. Niewątpliwy znak tego, że pod kołami mamy już asfalt. Tam czekali celnicy. Wychodzimy. Czegoś szukają, mnie się o nic nie pytają. Staram się wytrzymać okropny smród. Odór jest niesamowity, coś gnije albo się rozkłada. Ledwo mogę oddychać. Wzrok kieruję na twarze moich współpasażerów, szukając na nich również wyrazu obrzydzenia. Nic z tego. Rozmawiają, śmieją się, zupełnie nie zwracając uwagi na otaczające nas powietrze. Kontrola się skończyła, a my jedziemy dalej. Tuż przed zmrokiem docieramy do Petionville, miejscowości położonej na wzgórzach nad stolicą, Port-au-Prince. Malutki dworzec otoczony jest trzymetrowym murem i drutem kolczastym. Wejścia pilnuje strażnik z karabinem. Za nim taksówkarze przekrzykują się wzajemnie oferując swoje usługi. Mnie odbiera poznany w Internecie Peruwiańczyk, Raul.



Haiti jest krajem trzeciego świata. Tutaj bieda miesza się z bogactwem. Skrajności w tym kraju są tak bardzo widoczne, że aż niewyobrażalne. Nie ma nic pomiędzy. Pięć minut od ambasady hiszpańskiej znajduję się lokalne targowisko. Po drodze trzeba uważnie patrzeć pod nogi, bo w chodnikach i na jezdni zdarzają się metrowe dziury. Na ulicy rzucają się w oczy kobiety noszące rzeczy na głowie oraz dzieciaki w kolorowych mundurkach. Na początku, kiedy spacerowałem po mieście w pojedynkę, czułem się podobnie jak zbłąkany Murzyn, który nieopatrznie wszedł na zebrania Ku Klux Klanu. W ogromnym kurzu  handluje się wszystkim: owocami, kurczakami, chlebem, ciuchami czy oenzetowskimi lekami. Spacer po tym bazarze pozwala zrozumieć, czemu wybuchła tutaj epidemia cholery. Psy i szczury wałęsają się między stertami śmieci. Na skrzyżowaniach często zalega cuchnąca woda. Znowu ten charakterystyczny odór zgnilizny. Raul ostrzegł mnie, żebym nigdy nie jadł niczego z ulicy. Nie musiał dwa razy tego powtarzać. Kawałek dalej położony jest nowoczesny supermarket. Przy wjeździe stoją  ochroniarze z długą bronią w policyjnych zbrojach jakie w Polsce nosi prewencja zabezpieczajaca mecze piłkarskie. W środku, przy amerykańskich bożonarodzeniowych szlagierach, zakupy robią dyplomaci, pracownicy organizacji humanitarnych czy też bogaci Haitańczycy.  Ceny są bardzo wysokie, bo wszystko jest sprowadzane z zagranicy.

Harold

W niedzielę pojechałem do centrum Port-au-Price. Moim przewodnikiem był Harold, Haitańczyk mówiący trochę po angielsku. Raul wysyłał z nim wszystkich swoich couchsurferów. Głównym punktem miasta jest plac, wokół którego stoją pomniki czterech ojców niepodległości:  Toussaint Louverture, Dessalines, Christophe i Petion. Chociaż, za życia często walczyli też między sobą (Petion i Christpher podzieli Haiti na dwa państwa i władali odpowiednio Republiką i Cesarstwem Haiti), teraz ich posągi dumnie wznoszą się w stolicy. W 1804 roku wywalczyli oni niepodległość od potężnej Francji, przed którą drżał cały ówczesny świat z Wielką Brytanią i Rosją włącznie. Murzyńskiego powstania nie był w stanie stłumić sam geniusz wojny Napoleon, który nie chciał pogodzić się z utratą „klejnotu Antyli” (tak nazywano tę francuską kolonię, kiedy rządzili nią Biali). Pierwszy Konsul na San Domingo stracił kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy i swojego szwagra generała Leclerca. Haiti jako drugi kraj na zachodniej półkuli zrzucił jarzmo kolonializmu. Wyrzucono białych plantatorów i zaczęto budować pierwsze we współczesnym świecie państwo czarnych, czego opłakane skutki widać do dzisiaj. Historia Haiti i afrykańskiej Liberii uczy, że nie ma gorszego władcy nad wyzwolonego niewolnika. Położona nieopodal jest Jamajka była brytyjską kolonią aż do lat 60-tych XX wieku. Teraz jednym jednym z najbogatszych karaibskich państw o bardzo rozwiniętej gospodarce. Jakby tutejsi Murzyni pocierpieli jeszcze trochę dłużej na plantacjach trzciny cukrowej, to dzisiaj nie mieszkaliby w jednym z najbiedniejszych państw na świecie. Gdyby nie pałali taką nienawiścią do białych to mogliby być tak rozwinięci jak sąsiednia Dominikana, która tutaj wydaje się być rajem i ostoją cywilizacji.


Niebieskie hełmy - wojska ONZ
Kilkaset metrów dalej ruiny katedry przypominają o trzęsieniu ziemi sprzed blisko czterech lat. Po drodze mijamy brazylijskie patrole żołnierzy ONZ w słynnych błękitnych hełmach. Uwagę przykuwają autobusy pomalowane we wszystkie kolory tęczy.  W przeciwieństwie do znajdującego się nieopodal Pałacu Prezydenckiego nie jest odbudowywana. Dla nielicznych turystów jest obowiązkowym punktem programu zwiedzania. Podobnie jak targ żelazny, gdzie można kupić lokalne wyroby. Przy bramie od razu podchodzi do mnie kilku kupców i zaczynam wycieczkę. Oprowadzają mnie po wszystkich straganach. Po blisko 30 minutowym spacerze kupuję za kilka dolarów jakieś drewniane figurki. Ponadto pytam czy mają może obraz Czarnej Madonny z blizną. Znalazła się. Być może ta charakterystyczna podwójna blizna na prawym policzku jest wzorowana na obrazie Matki Boskiej Częstochowskiej, a na Haiti trafiła wraz z polskimi żołnierzami Napoleona (o śladach Polaków będzie osobny post). Szkoda tylko, że ja wyraziłem nią tak wyraźne zainteresowanie. Cena wywoławcza $60 (warto dodać że kupcy mówią po angielsku). Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że i tak przepłaciłem wręczając handlarzowi $22. Wracamy tą samą drogą wśród strasznie wyglądających domów i pustych drewnianych  straganów. Niedziela nie jest dniem pracy. Mimo niewielkiego ruchu Harold nie rozpędza się. Musi uważać na zwały śmieci stojące na skrzyżowaniach. Powoli zaczynam przyzwyczajać się do smrodu.
Katedra

Haitańska Czarna Madonna

Raul był jednym z najlepszych couchsurferów jakich miałem do tej pory. Znalazł dla mnie czas w swoje urodziny. Prosto z dworca pojechaliśmy na imprezę. Na zamkniętym luksusowym osiedlu bawili się Biali mieszkający w Haiti. Dominowali Latynosi, dlatego królowała salsa. Tańczono wokół basenu oświetlonego lampami, zupełnie jak w filmach. Wzbudzam ogólną wesołość mówiąc, że jestem turystą i przyjechałem do Haiti pozwiedzać. Trzeba przyznać, że w ONZ to oni akurat faktycznie ciężko pracują po ok. 10h dziennie. Na weekend czekają z utęsknieniem. Biali żyją trochę jak w getcie. Nie jest tu ich zbyt wielu dlatego znają się i spotykają w weekendy. Nie ma tutaj kin, teatrów czy centrów handlowych. Do tego dochodzą przerwy w dostawie wody czy prądu. (Bogatsze domy mają trzy źródła energii elektrycznej: sieć miejską, akumulatory ładowane bateriami słonecznymi oraz agregaty). Mało kto ma przyjaciół Haitańczyków. Po ulicach chodzą tylko w dzień i tylko po Petionville.  W czasie jazdy samochodem trzeba koniecznie zamykać drzwi, bo jasna skóra jak magnes przyciąga ulicznych żebraków i dzieci, którzy krążą wokół samochodów, kiedy te stoją w niewyobrażalnie długich korkach. Kiedy nie dostają żadnych pieniędzy, potrafią otworzyć drzwi i zabrać pierwszą rzecz jaka im wpadnie w ręce. Większość z nich została co najmniej raz napadnięta. Kiedy powiedziałem Raulowi, że mam cztery szwy na swojej głowie, odparł że na jego pół roku temu rozbito butelkę. Skończyło się na dziesięciu szwach i zabranym portfelu. Dodał, że po pięciu latach spędzonych na misjach w Afryce można się do tego przywyknąć. Pogodził się już z samotnością. Normalne życie w cywilizowanym miejscu szybko się nudzi. To jest dobre na wakacje. Pytam czemu akurat wybrał Haiti. Powiedział, że stąd ma tylko 8h samolotem do Limy, a inne kraje były jeszcze gorsze. Jakie? Afganistan.

Mieszkanie Raula

http://www.youtube.com/watch?v=kAbpxU0_4cY

Zadaje sobie pytanie: po co ja tutaj przyjechałem.Chyba chciałem sobie udowodnić, że jestem w stanie pojechać wszędzie i nic nie jest mi straszne. Tutaj i ja zachowuję się inaczej.  Wpadam w skrajności:. mam za sobą lunch z dyrektorem 5-gwiazdkowego hotelu i podróż tap-tap, czyli lokalnym autobusem przerobionym z pick-upa. Po francusku umiem tylko powiedzieć: bonjour, merci i
voulez-vous coucher avec moi ce soir,ale duży odsetek chorych na HIV skutecznie zniechęca do zadawania tego pytania. Czyli znam dwa słowa i mam tyle samo rąk, które służa głównie jako tłumacz. Czasami pomaga angielski (chociaż prawie każdy żebrak potrafi powiedzieć give me one dollar. podobnie jak hiszpański. Po kilku dniach zacząłem się przyzwyczajać. Czas zostawić przyjemny domek u Raula i jechać dalej samemu. Po głowie wciąż chodzą mi słowa piosenki: -Co ja robię tu?-Uuuu, co ty tutaj robisz?
PS Jakby ktoś chciał do mnie zadzwonić, to podaję mój haitiński nr: +50934659587. Poniżej trochę zdjęć z Port-au-Prince.
































8 komentarzy:

  1. Jak zwykle bardzo ciekawe i bogate opisy w charakterystycznym, coraz bardziej już wyćwiczonym praktyką stylu. Miejsca, które opisujesz są naprawdę inne od naszego świata i jesteśmy dumni że się tam jakoś odnajdujesz. Mimo, że jak zwykle nie zabrakło ciekawych faktów, informacji i ładnych zdjęć, w moim odczuciu pozostał mały niedosyt...
    Może sobie nie zdajesz z tego sprawy ale dla czytelników (przynajmniej tych z którymi o sprawie rozmawiałem) równie ważną częścią jak walor poznawczy Twoich opowieści są przeżycia autora. Dla odpowiedniego balansu opowiadaj nam nie tylko o Haiti, którego nie znamy, ale też więcej o przygodach i przeżyciach samego bohatera, który na pewno nie jest dla czytelników postacią obcą.
    Prosimy więc, żebyś nadal tak bogato i ciekawie dokumentował swoją niezwykłą wyprawę, ale chcemy więcej historii:
    * o przyjaźni (np. Twojej ze Stefanem)
    * z elementami akcji (takich jak szalone pościgi na skuterach czy napad rabunkowy prostytutki z Sousa)
    * romantycznych (piękne kobiety, złamane przysięgi, obiecane obrączki)

    A tak w ogóle to uważam, że już nam udowodniłeś, że możesz pojechać wszędzie i nic Ci nie straszne, więc możesz powoli się zbierać i do nas wracać, bo już trochę tęsknimy.

    Trzymaj się,
    krytyk i fan (ciekawe czy zgadniesz kto ;) )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie było tdudno zgadnąć Chróściu. Tylko Ty piszesz tak wyczerpujące recenzje

      Usuń
  2. Jak wydasz album z twoich podrozy to chce byc odpowiedzialna za sklad i lamanie, ok? ps. super zdjecia, ale zgodze sie z przedmowca ze pocz przeczytaniu posta czuje niedosyc, prosimy o wiecej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak długo zamierzasz zostać w Haiti?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze jakiś tydzień dłużej, czyli będę tutaj dwa tygodnie.

      Usuń
  4. Twoje zdjęcia ,,mówią" jaki jest tam smród.Trudno sobie wyobrazić jak ludzie tam mieszkają,ale do wszystkiego jak sam opisujesz można się przyzwyczaić.Już wiesz jak wygląda trzeci świat,więc bierz Stefana bo z nim najlepiej wychodzisz i zmień kierunek zwiedzania.:):):)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem pod wrażeniem, że zwiedziłeś tyle zabytków. My w tym roku też wybieramy się do Haiti. Na http://wyspykaraibskie.pl/ czytałam o atrakcjach i mam rozpisany plan na cały tydzień.

    OdpowiedzUsuń