Trochę
złamię chronologię blogu. Miałem napisać jeszcze jeden post o
Kubie, ale zamiast mojego mądrzenia się na temat jej przyszłości
i sytuacji politycznej, wstawię tylko kilka zdjęć. Na razie ominę
też Meksyk, do którego wrócę za jakiś czas i przeskoczę od razu
do Gwatemali.
|
Sanktuarium Cobre |
|
POmnik Ernesto "Che Guevrary" w Santa Clara |
I jeszcze trochę propogandy:
|
Biran - tu urodził się Fidel i Raul |
|
Dom Castro |
GWATEMALA
Drugie
miasta Gwatemali położone jest na wysokości 2300m n.p.m. Nosi ono
dwie nazwy: hiszpańską Queztaltenango oraz starszą, majską Xela.
Ze wszystkich stron otaczają je wulkany, będące zarazem celem
wielu weekendowych wycieczek mieszkańców i turystów. Tych drugich,
w okolicy, nie brakuje. Xela nie jest wprawdzie tak popularna jak
Antigua czy pobliskie jezioro Atitlan, ale i tak można dostrzec tam
wielu kręcących się Gringos, którzy przebywają przeważnie w
centrum miasta. Dla większości z nich wizyta w tym mieście
stanowi pierwszy bądź ostatni przystanek w Gwatemali w drodze do
lub z San Cristobal de las Casas w przygranicznym stanie Chiapas w
Meksyku. Queztaltenango jest bardzo dobrym miejscem dla
odwiedzających: nie jest za duże, dzięki czemu wszystkie ciekawe
miejsca są w blisko siebie, a także nie jest za małe, żeby się w
nim nudzić. Działa w nim też wiele organizacji charytatywnych i
szkół językowych. Do jednej z nich postanowiłem się zapisać. Po
trzech miesiącach podróży czułem się trochę zmęczony. Rzadko
kiedy spałem w jednym miejscu więcej niż trzy noce. Codziennie coś
zwiedzałem, co kilka dni pakowałem, zarzucałem plecak na ramię i
ruszałem dalej. Krótki odpoczynek nie zaszkodzi. Dlatego
postanowiłem na jakiś czas zatrzymać się w Gwatemali, a przy
okazji podszkolić swój hiszpański.
|
Quetzaltenango |
Wybór
szkoły językowej nie należy do łatwych, głównie dlatego, że
jest ich w mieście bardzo dużo. Szybko jednak okazało się, że
nie różnią się specjalnie między sobą. Po dokonaniu tej
wnikliwej obserwacji podjąłem decyzję o wyborze najtańszej
szkoły. Skoro wszystkie są prawie identyczne to po co mam
przepłacać? Każdego studenta uczył inny nauczyciel, który
zazwyczaj nie był zawodowcem. Oznaczało to, że trzeba było mieć
trochę szczęścia, żeby trafić na dobrego. Oprócz tego
nauczyciele w mojej szkole otrzymywali najniższe pensje w całym
mieście, z czego nie byli specjalnie zadowoleni. Kiedy dostawali
ofertę z innych szkół, bez namysłu zostawiali dotychczasowego
studenta dla innego, na którym więcej zarabiali. Podręczników
raczej nie używali. Przez połowę zajęć rozmawiało się z nimi
o wszystkim, a przez druga połowę robiło się ćwiczenia
gramatyczne. Na początku miałem pecha, trafiłem na
idiotę-nauczyciela. Sam musiałem planować co chce przerobić na
kolejnych lekcjach. Kiedy po dwóch dniach już miałem pogadać z
właścicielem szkoły, żeby go zmienić, mój powiedział mi, że
za dwa dni musi jechać do szpitala na operację. Pamiątkowa blaszka
jaką wstawili mu lekarze w czoło, przestawiła mu się i trzeba
było wstawić nową. Skacząc z radości, życzyłem mu szczęścia
podczas zabiegu i z niecierpliwością czekałem na kolejnego
wykładowcę. Został nim nim kilka lat ode mnie starszy, Carlos.
Umiał uczyć, dużo wiedział o świecie i mieliśmy kilka wspólnych
zainteresowań. Od tego momentu nauka stała się bardziej konkretna.
|
Po szkole fot. Olli Rutanen (OR) |
|
Andreas - właściciel szkoły |
|
Olli Rutanen - fiński fotograf robiący tortillę |
|
Kruziak Szczęśliwy! OR |
|
Pycha! |
W
czasie mojego pobytu w Xela mieszkałem u bardzo sympatycznej rodziny
gwatemalskiej. Od kilku lat podnajmowali pokoje lokalnym studentom
oraz obcokrajowcom. Pod jednym dachem mieszkały cztery pokolenia.
Kobiety ubierały się w tradycyjne stroje ludowe, głowa rodziny
spędzała większość czasu w swoim warsztacie szewskim. Wszyscy
byli dla mnie bardzo mili. Posiłki jedliśmy wspólnie Przez miesiąc
spróbowałem chyba wszystkich regionalnych potraw. Kuchnia
gwatemalska jest dość różnorodna i nie zbrzydła mi w ogóle.
Problem polegał w czym innym. Na warunki gwatemalskie jestem bardzo
wysoki, a dostawałem porcje takie same jak ludzie o dwie głowy ode
mnie niżsi. Jeszcze nie zdążyłem dobrze „podrażnić flaka”,
a już nie było obiadu na talerzu. Znikałem w oczach z tygodnia na
tydzień. Klucze też pozwalały poczuć mi się jak Guliwer w
krainie Liliputów. Otwierając drzwi dwa razy je połamałem, nie
siłując się z zamkiem za bardzo. Kolejną kwestią jaka dawała mi
się we znaki był zimny front znad Kanady, który dotarł do
Gwatemali mniej więcej w tym samym czasie co ja. Nie był to
arktyczny mróz. Temperatura z 25 stopni w ciągu dnia spadała w
nocy do jakiś 5. I to nie było tragedią. Kłopot w tym, że
nigdzie nie można było się ogrzać. Domy nie miały ogrzewania,
ściany zbudowane z jednej warstwy cegły nie izolowały dobrze.
Człowiek marzł przez 16 godzin
dziennie, aż wreszcie kanadyjskie powietrze uciekło i zrobiło się
dużo bardziej przyjemnie.
|
Goszcząca mnie rodzina |
Życiorysy
innych studentów, których poznałem w szkole, są na pewno
nietuzinkowe. Razem ze mną mieszkał jeszcze jeden fiński
sprzedawca truskawek Olli oraz Norweżka Selma. Ten pierwszy był
prawdziwym podróżnikiem. Praca przez 4 miesiące w roku umożliwiała
mu wojaże przez kolejne 8 miesięcy. Tak żył od 3 lat, poza tym
wspinał się i nurkował. Zawsze poruszał się z wielkim plecakiem,
gdzie trzymał swój sprzęt fotograficzny. Robił przy tym wspaniałe
zdjęcia, które pozwolił mi na tym blogu umieścić. Fotografował
tez Carlos, mój nauczyciel, także kilka razy wybieraliśmy się
wspólnie na zdjęciowe „polowania”. Natomiast Selma była
zadeklarowaną weganką, do tego jeszcze blondynką, która strzelała
seksapilem na lewo i na prawo. Po trzech dniach znalazła sobie
chłopaka, prawdziwego gangstera, deportowanego ze Stanów. Spośród
innych studentów na uwagę zasługuje pewien Amerykanin. Szkoli się
na dyplomatę, dużo wie o świecie. Kilka lat mieszkał w Niemczech
i Belgii. Zachowywał i ubierał się normalnie. Z szafy wyszedł na
jednej imprezie, kiedy okazało się, że gustuje w 40kg
Gwatemalczykach, których przyprowadził ze sobą chyba z pięciu i
jedno Żyda-geja. Cóż o gustach i o hobby się nie dyskutuje.
|
Ostatnie chwile z portfelem |
Nie
każdego dnia spędzaliśmy czas tylko na nauce. Wspólnie z
nauczycielami, gotowaliśmy czy odwiedzaliśmy pobliskie
miejscowości. Każdego wieczoru działo się coś na mieście. Można
było pójść na salsę, jogę czy pub quiz. Dla każdego coś
miłego! Pewnego dnia w mieście obok odbywał się wielki targ,
przede wszystkim ubrań. Wziąłem ze sobą trochę pieniędzy i
aparat fotograficzny, przecież nie od dzisiaj wiadomo, że zdjęcia
z egzotycznego bazaru to podstawa.. Ja cykałem fotki, robił zdjęcia
też Carlos. Kilkakrotnie wpakowaliśmy się w największy tłum,
żeby uchwycić jak najlepsze ujęcia. W pewnym momencie tłum mocno
naparł na mnie, szybko podniosłem ręce, aby chronić aparat. Nie
poczułem wtedy, jak ktoś zręcznym ruchem otworzył suwak w
kieszeni moich spodni i wyjął mój portfel. Nie wiem tylko czemu,
zostawił w niej mojego smartphone. Szybko się zorientowałem w tym
co się stało, ale tłum znikł jeszcze szybciej niż się pojawił.
Wtedy szlag mnie na miejscu trafił. Podobnie jak gen. Lee pod
Gettysburgiem poczułem się zbyt pewny siebie, za co słono
zapłaciłem. Przez własna głupotę straciłem jakieś 200zł, do
tego dwie karty bankomatowe i legitymację studencką. Wystarczyło
tylko ożyć agrafki... Tyle dobrego, że wcześniej wprowadziłem w
życie zasadę Mela Gibsona z „Mavericka”, który nigdy nie
wkładał wszystkich jajek do jednego koszyka. Ostatnia kartę
debetowa, paszport i prawo jazdy zostawiłem w domu w Xela. Jeszcze
tylko musiałem wysłuchać długich, dobrych rad i po jakiś dwóch
godzinach uspokoiłem się. Mam przede wszystkim żal do siebie, że
dałem się okraść w taki głupi frajerski sposób. Notabene mogło
to się zdarzyć wszędzie. Przecież w każdym kraju są
kieszonkowcy, którzy tylko szukają takiej tępiej ofiary jak biedny
Piotruś :(
|
W wiosce Almolonga.... |
|
... w czasie jednej z fotograficznych wycieczek |
|
W czasie innej trafilismy n cmentarz.... |
|
Olli i Carlos |
|
Grób Cyganki Vanushka Cardena Barajas, licznie odwiedzany przez osoby szukające miłości, które zostawiają na nim napisy bądź świeże kweiaty. Według legendy młoda Vanushka występowała w cyrku. Pewnego razu jej pokaz obejrzał syn hiszpańskiego ambasadora, który momentalnie zakochal się w pięknej artystce ze wzajemnością. Niestety rodzice nie zaakcpetowali wyboru syna i wysłali go na studia do Hiszpani. Porzucona Vanushka wpadła w rozpacz, az pewnego dnia pękło jej serce :( |
|
Nie tylko na polskich cmentarzach kradną |
|
Każdy chce byc faraonem |
Andreas, właściciel szkoly, zaprosił nas także na zdobycie dyplomu adwokata i notariusza
I jeszcze kilka zdjęć z ulic Quetzaltenango:
|
Zakaz fotografowania |
|
fot. CarlosGramajo |
|
Mężczyzna w tradycyjnym stroju ludowym |
|
Dobry model to podstawa dobrego zdjęcia :D - OR |
|
OR |
|
OR |
no Piotrze, powiem Ci ze National Geographic sie robi z twojego bloga. moje ulubione: pan niosacy nie jeden, nie dwa ale TRZY krzyze na raz. usmiechnieta pani z lizakiem. niesamowite. moge pozyczyc te zdjecia i oglosic na moim blogu ze kazdy ma twojego zaczac czytac? czy nie chcesz byc slawny? kurde, masz takie zycie jakie ja bym chciala ale nigdy bym sie nie zdobyla zeby je miec. dobrze ze mozna chociaz poczytac u ciebie i pomarzyc. pozdro znad eseju z etyki medyczne #FML
OdpowiedzUsuńHuye Batista ha, ha, ha :-)). Głupio się śmieję, bo nie znam hiszpańskiego.
UsuńCzy "Granizadas" (pan sprzedaje z wózka), to coś jak granite we Włoszech (pokruszony lód z sokiem ze swieżych owoców)?. Fajne fotki, klimatyczny, wesoły (te kolorowe katakumby) cmentarz. Pozdrawiam i jak zwykle czekam z niecierpliwością na cd.
PS. Tak na marginesie, to powinieneś porządnie opieprzyć swoich kumpli (w tym Przemka), że nie czytają (albo czytają, ale nie komentują) tego superbloga ze świetnymi fotkami...
Małgo,
Usuńreklamę zawsze możesz mi robić. Nie musisz o to pytać :D Wzwróć tylko uwagę, że nie wszystkie zdjęcia są moje w tym poście. Panią z lizakiem i inne zdjęcia podpisane "OR" zrobił Olli Rutanen. Chodzilismy i fotografowalismy w 3 osoby, także zawsze było raźniej odważyć się cyknąć zdjęcie.
Teraz piszę post o wejściu na wulkan Tajumulco. Przypadkiem byłem tam świadkiem uroczystości religijnej Majów, którzy nie mieli nic przeciwko zdjęciom. Razem z Ollim udało nam zrobić kilka naprawdę dobrych. Za kilka dni będzie tutaj prawdziwe NG :D
Panie Andrzeju,
Usuńważne, żę dużo dziewczyn czyta tego bloga. Z tego się cieszę. Greanizadas to dokładnie to samo co we Włoszech. Tak jak napisałem wyżej, za kilka dni będzie kolejny wpis z dobrymi zdjęciami i filmami.
Pozdrawiam
Czasem i chłopaki zaglądają :)
UsuńCzekam na post o Tajamulco (rozmawiałem wczoraj ze znajomym z Mexico City o obrzędach religijnych z tamtych stron). Ciekawy jestem czego byłeś świadkiem.
Przemku, synu Andrzeja właśnie wrzuciłem na bloga nowy post o Tajumulco :D
UsuńPiotr czytam każdy twój blog i muszę powiedzieć,że jest w nich coś wyjątkowego.Opisujesz wszystko co Ci się przytrafiło nie owijając wełnę w bawełnę,a to jest duży plus. pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńKomu powienienem podziękować za ten komentarz? :D
Usuń...."za kilka dni będzie kolejny wpis z dobrymi zdjęciami i filmami"....
OdpowiedzUsuńNo, widzę, że Cię bardzo dowartościowaliśmy :-)
Trzeba będzie się wziąć za bardziej krytyczne komentarze ;-D
Dopiero 3 dni minęło od tamtej deklaracji. Właśnie pracuję nad postem. Może jutro będzie na blogu :D
Usuń